Dla przeciętnego zjadacza chleba to kwestia wielkości, town jest znacznie mniejsze od city, więc town można przetłumaczyć jako miasteczko, a city jako miasto. City powinno też móc pochwalić się bardziej rozwiniętym transportem publicznym, przemysłem, ofertą kulturalną czy opieką zdrowotną.
Gdzie leży granica? Tak jak w języku polskim jest płynna, dla Brytyjczyka kilka największych polskich miast wojewódzkich z przylegającymi miejscowościami satelickimi będzie cities. Amerykanie, w których kraju przeciętne city jest dużo większe (Nowy Jork ma 8,5 mln, Los Angeles 4 mln, a Chicago 2,5 mln mieszkańców bez obszarów metropolitalnych), stawiają miastom poprzeczkę wyżej i Warszawa, może Kraków i Trójmiasto (jeśli je traktować jako jeden twór) byłyby cities, reszta większych polskich miast jest dla przeciętnego Amerykanina big town.
Inne definicje town i city mogą narzucać statuty prawne, a należy pamiętać, że krajów, które spisują swoje prawa w języku angielskim jest kilka dziesiątek, a w największym z nich, Stanach Zjednoczonych, każdy stan ma inny porządek prawny i te granice może ustalać odmiennie od innych. W Wielkiej Brytanii status city nadaje korona i tradycyjnie warunkiem sine qua non była obecność w miejscowości katedry. Stąd Wells z ludnością 12 tys. mieszkańców i St Albans z populacją 58 tys. dusz, obie miejscowości z okazałymi katedrami, oficjalnie są cities. Podlondyńskie Luton, znane z okazałego lotniska, zamieszkiwane przez 225 tys. ludzi to town. Z drugiej strony istnieją miejscowości z katedrą, które nie mają formalnie statusu city… Skupmy się zatem na kryterium wielkości, które wystarczy w codziennym życiu.
Add comment